Walka – nowela bakteriologiczna

Toksyny bakteryjne, broń zaczepną drobnoustrojów, można z grubsza podzielić na dwa rodzaje: ektotoksyny, łatwo opuszczające komórkę, działające w minimalnych ilościach, wywołujące typowe zmiany chorobowe i silnie pobudzające ustrój ludzki do obrony oraz endotoksyny, dostające się do organizmu dopiero po rozpadzie komórki bakteryjnej, która, ginąc, jeszcze zatruwa wroga. Działają one jedynie w większych ilościach, powodują zmia-
ny nie charakterystyczne, ale i nie pobudzają napadniętego ustroju do obrony!

Oprócz tych podstawowych jadów, dysponują paciorkowce jeszcze bronią pomocniczą:

hemolizynami, rozpuszczającymi krwinki czerwone;

koagulazą, przyśpieszającą krzepnienie krwi;

agresynami, które hamując przyrost krwinek białych, a porażając istniejące, podobnie jak i leukocydyny, zabijające krwinki białe, mają ochraniać bakterie przed fagocytozą.

Nie dziwmy się tedy naszemu bokserowi, że stracił humor i leży zrezygnowany z owiniętym gardłem. Któż bez uszczerbku byłby w stanie wytrzymać tyle dziwnych nazw, gnębiących go jednocześnie?

Zresztą to poddanie się chorobie, ta zrezygnowana mina są tylko objawem zewnętrznym i fachowca uzbrojonego w wiedzę i laboratorium nie zmylą. Wie on dobrze, że onegdajszy zwycięzca w wadze lekkiej walczy, wprawdzie nie na pięści, ale za to całym organizmem, bez mała każdą komórką, prowadząc równie jak i paciorkowiec nowoczesną wojnę chemiczną i totalną!

Pierwsze godziny ataku najeźdźcy zaskoczyły ustrój niezupełnie do walki zmobilizowany, toteż całą siłę natarcia przyjąć na siebie musiały „czynniki lokalne“, a więc tkanki bezpośrednio leżące w miejscu inwazji.

Migdałek i najbliższe jego otoczenie odpowiedziały na chemiczne działanie toksyn napastnika złożonym manewrem wojennym, zwanym w języku lekarskim odczynem zapalnym.

Dzięki porażeniu kurczliwych elementów znajdujących się w ścianach naczyń krwionośnych, rozszerzyły się one znacznie, dając pierwszy z objawów zapalenia: zaczerwienienie, (rubor), spowodowane przekrwieniem.

Jednocześnie, na skutek zwiększonej przepuszczalności ścian rozszerzonych naczyń i zwolnienia — w tym nagle poszerzonym korycie — prądu krwi, począł się gromadzić w tkankach wysięk, złożony z osocza i krwinek, powodując drugi z kolei objaw zapalenia: obrzęk (tumor).

Przekrwienie i obrzęk, wzmagając napięcie tkanek, a tym samym wywierając ucisk na zakończenia nerwów czuciowych, powodowały ból, trzeci z objawów zapalenia (dolor). Bolesność zwiększało jeszcze drażnienie nerwów na drodze chemicznej, przez toksyny bakteryjne. Podniesienie temperatury, g o r ą ć o (calor) w miejscu objętym zapaleniem, było również wynikiem zwiększonego ukrwienia i wzmożenia procesów chemicznych.

Tym sposobem, w ciągu około 12 godzin, została zorganizowana przez dzielną twierdzę bokserskiego organizmu, zwaną na mapach anatomii „tonsilla palatinum“, pierwsza obrona przeciw inwazji paciorkowca, skutecznie zresztą powstrzymująca jego zaborczy pochód.

Najdzielniej może wśród obrońców spisywały się desanty krwinek białych, wielojądrzastych. Zwabione działaniem ciał produkowanych przez bakterie (hemotazis), masowo opuszczały krew, prześlizgując się czynnie za pomocą swych wypustek przez szczelinki substancji kitowej międzyśródbłonko-wej ściany naczyń włosowatych, w czym pomagało im zwiększone ciśnienie panujące w naczyniach.

Opuściwszy rodzimą tkankę, krew, z lwią odwagą rzucały się na przeważające armie wroga, dosłownie pożerając nieprzyjacielskie komórki. Naturalnie i one ginęły w walce, ulegając działaniu środków obronnych paciorkowca, wymienionym uprzednio agresynom i leukocydynie; na miejsce jednak poległych zjawiały się nowe zastępy, równie odważnie wyruszające do boju.

Na polu walki ciała ginących bakterii i leukocytów, jak i innych komórek tworzyły stosy zwane popularnie… czopem ropnym w migdałku!

Ramię przy ramieniu, a raczej wypustka przy wypustce, obok leukocytów odważnie „stawiały czoło“’ jednojądrzaste mikrofagi, które, podobnie jak one, kierując się wielocukrami produkowanymi przez paciorkowce, dopadały je i pochłaniając rozpuszczały zarówno żywe jak i martwe komórki.

Paciorkowce, rozproszone w okolicy najbliższej pola walki, były wychwytywane przez poszczególne posterunki okolicznych węzłów chłonnych i niszczone tutaj przez „stacjonowane“ załogi krwinek białych jak i przez komórki układu siateczkowo-śród-błonkowego, miejscowe histiocyty.

Podczas gdy w rejonie migdałka szalała zacięta obrona, reszta Stefanowego ustroju pośpiesznie mobilizowała swe ośrodki produkcji ciał ochronnych. W „zakładach zbrojeniowych“ układu siateczkowo-śródbłonkowego, rozrzuconego w wątrobie, śledzionie, węzłach chłonnych i zatokach szpiku kostnego naszego cierpiącego na anginę boksera z chwilą zetknięcia się napastujących bakterii i ich jadów z płynami ustrojowymi zawrzała wzmożona praca, na cztery zmiany!

Paciorkowiec bowiem — jak wiele innych ciał obcych ustrojowi, zwanych w tym wypadku antygenami jest napiętnowany dwoma fatalnymi dla siebie właściwościami: 1) wytwarza w ustroju, na który działa, przeciwciała i 2) oddziałuje na ich obecność. Samobójcze te talenty są głównym atutem ustroju w walce z chorobą wywołaną przez bakterie i im jedynie mamy, zdaje się, do zawdzięczenia, że nie wszyscy stajemy się łupem tych mikroskopijnych nieprzyjaciół.