Partenogeneza – dzieworództwo

Szliśmy z mężem opustoszałym molo Sopotu. Rozmawialiśmy z przejęciem o urokach tej miejscowości właśnie wiosną gdy morze jest równie piękne jak w lecie i gra znacznie większym bogactwem barw, gdy wszędzie jest cicho, spokojnie.

— Mam syna — rozległ się naraz tuż nad naszymi uszami triumfalny okrzyk. Spojrzeliśmy. Przed nami stał inżynier Zawistowski. Twarz jego promieniała niewysłowionym zadowoleniem, dumą twórcy najdoskonalszego dzieła. Radość rozsadzała go. Radością tą musiał się z kimś podzielić.

Siedliśmy na jednej z ławek. Inżynier nie zamykał ust. „Syn“, „syna“, „synowi“ — odmieniało się na przemian we wszystkich przypadkach. Nie brakowało również pogardliwych aluzji pod adresem znajomych — ojców córek.

Zaczęło mnie to drażnić. Widziałam zmarkotniałą minę mego męża. Jego męska ambicja cierpiała. Mamy dwie córki, ani jednego syna. Poczułam się jak rumak, którego jeździec dotknie zbyt mocno ostrogą. Skorzystałam, że inżynier na chwilę przerwał pędzący jak rozszalały sztorm potok słów, składający się na hymn pochwalny nowonarodzonego.

— Czy jednak słusznie Jest Pan aż tak dumny z faktu, że stał się Pan ojcem syna a nie córki? — zapytałam otrzeźwiająco.

Inżynier Zawistowski osłupiał. Zaniemówił przez dłuższą chwilę. Wreszcie wyrwało mu się z gardła stłumione: — jak to? Przecież syn jest najlepszym świadectwem męskości ojca, jego temperamentu, jego siły witalnej?

Tu wtrącił się ze śmiechem mój mąż:

— O, przepraszam! Widocznie nie słyszał Pan o panującym powszechnie na wsi poglądzie, że w małżeństwach, w których mąż góruje temperamentem nad żoną, rodzą się córki. Synów natomiast rodzą kobiety niezbyt zakochane w mężach, albo też silniejsze od nich fizycznie. Nie chcę Pana martwić, ale vox populi vox Dei.

— Brednie babskie! Zabobony — bronił się dzielnie inżynier.

— I ja nie chciałabym Pana martwić, ale widzi Pan, jestem pszczelarką. Otóż w rodzinie pszczelej osobniki męskie – trutnie rozwijają się właśnie z jaj w których nie ma nasienia męskiego. Z jaj zapłodnionych powstają wyłącznie samice: matki lub robotnice. Może się to Panu wydać paradoksem, ale tak jest i co na to poradzić?

Inżynier próbował protestować: — Czy w ogóle może powstać jakiś organizm żywy, przynajmniej u zwierząt wyższych bez udziału męskiego plemnika? Przeczyłoby to zasadniczym prawom rządzącym zjawiskiem rozmnażania. Minęło już wprawdzie kilkanaście lat odkąd uczyłem się tego w szkole, ale przypominam sobie, z jakim uporem wbijano nam w głowę prawdę, że dla powstania nowego żywego organizmu konieczne jest połączenie się dwóch komórek: żeńskiego jaja i męskiego nasienia.

— Tak! To jest prawo ogólne, ale pszczoły, podobnie jak wiele innych owadów, są tym wyjątkiem, który potwierdza regułę. Dzieworództwo u pszczół, tzn. zjawisko powstawania zdolnych do dalszego rozmnażania się istot żywych z jajek niezapłodnionych, zostało stwierdzone przeszło 100 lat temu. Odkrycia tego dokonał w r. 1835 znany badacz pszczół — ks. dr. Jan Dzierżoń ze Śląska. Nie dziwię się Pana nieufności, bo widzę, że choć Pan słucha mnie z uprzejmą cierpliwością, w duchu powtarza Pan wypowiedziane przed chwilą zdanie: „Brednie babskie!“. Nie dziwię się temu, bo teoria Dzierżonia i wśród pszczelarzy nie od razu zyskała ogólne uznanie. Przeciwnie, wywołała całą burzę. Spotkała się z zarzutami badaczy, którzy podobnie jak Pan, nie chcieli, nie mogli zrozumieć powstawania wśród istot, stojących na tak wysokim poziomie rozwoju jak pszczoła, nowych żywych osobników bez udziału męskiego tworzywa. Nieufność ich przełamały dopiero dalsze, dociekliwe obserwacje życia rodziny pszczelej, a przede wszystkim prace naukowe, przeprowadzone w r. 1856 przez Siebolda, a następnie w r. 1858 przez Leuckarta. Uczeni ci, poddawszy skrupulatnym badaniom zarówno jaja, wzięte z komórek roboczych i mateczników, a więc jaja, które według teorii Dzierżonia były zapłodnione, jak i jaja z komórek trutowych, przekonali się, że istotnie we wnętrzu jajek żeńskich są zawsze plemniki, których obecność stwierdzić można jeszcze w 22 godziny po zniesieniu jajka przez matkę pszczelą. W badanych jajkach trutowych natomiast nie znaleziono nigdy nawet śladu samczego nasienia trutowego.