Procesy czarownic w dawnej Polsce

Procesy czarownic stanowią jedną z najbardziej ponurych kart historii Polski XVII i XVIII wieku. Zabobon będący następstwem wiary w diabła i złe moce piekielne pociągnął za sobą śmierć w najstraszliwszych męczarniach kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu tysięcy niewinnych kobiet posądzonych o zmowę z szatanem.

Wieczna obawa przed diabłem czyhającym na każdym kroku na duszę ludzką była zjawiskiem typowym dla świata chrześcijańskiego zarówno w okresie średniowiecza jak nawet i wieko późniejszych. Powszechnie wierzono, że diabeł dla swych straszliwych celów potrzebował pomocników spośród ludzi, przede wszytkim spośród „mniej odpornych na szatańskie pokusy kobiet“. Już więc w zaraniu średniowiecza spotkać się można w zachodniej Europie z pierwszymi procesami czarownic. Mimo wszystko zdarzały się one jeszcze dość rzadko.

Rozpowszechnienie się procesów o czary, które nastąpiło u schyłku średniowiecza, łączyć należy z ówczesną polityką papieży oraz rozwojem inkwizycji. Walka, którą kościół prowadził z kacerzami w XII i XIII wieku, aż nazbyt często przemieniała się
w procesy czarowników i czarownic. Chcąc zdyskredytować przeciwnika w oczach całego społeczeństwa chrześcijańskiego, najłatwiej było oskarżyć go o stosunki z diabłem. Bulle papieskie uderzające w kace-rzy głosiły, że oddają oni kult diabłu pod postacią czarnego kota lub ropuchy. Arcybiskup Bremy prowadząc spór z miejscowymi chłopami, którzy sprzeciwili się płaceniu niesłusznie nałożonych podatków, jednocześnie stawiał im zarzut, że oddają cześć szatanowi. Nic więc dziwnego, że w zachodniej Europie coraz częściej płonęli na stosach domniemani wspólnicy czarta.

W drugiej połowie XV w. oraz w wieku XVI straszliwy zabobon przybrał bardziej jeszcze na sile. Niemały wpływ miały na to oficjalne władze kościelne. Papież Innocenty VII swą sławną bullą z 5 grudnia 1484 r. w ostrych słowach potępił czarownice i nakazał karać je jak najsurowiej. Oto wyjątki z tej bulli: „Wiele osób męskiego i żeń-

skiego rodzaju, zapominając o zbawieniu duszy i wierze katolickiej, wdają się z demonami, zarówno inkubami (tzn. męskimi) jak i sukkubami (tzn. żeńskimi), sprowadzając zniszczenie i zbrodnie przy pomocy czarów, zaklęć i innych wieszczbiarskich wykroczeń, skutkiem czego niszczeją i giną nowonarodzone dzieci i zwierzęta, płody pól, winnice i owoce w sadach, ponadto zaś złe te istoty bólem i udręczeniem nawiedzają ludzi i zwierzęta, odbierają mężczyznom zdolność płodzenia, a kobietom poczęcia, przeszkadzają mężom i żonom w wypełnianiu obowiązków małżeńskich, wreszcie w bluź-nierczy sposób wypierają się wiary“.

Reformacja na bardzo tylko krótki okres czasu osłabiła to straszliwe zjawisko. Nie za długo wybuchło ono ze wzmożoną siłą, i to zarówno na obszarach wiernych kościołowi katolickiemu jak bardziej może jeszcze na objętych nauką Lutra. Trzeba tu zresztą dodać, że wielki reformator niemiecki występował wobec czarownic z równą nienawiścią jak katoliccy inkwizytorzy i głosił: „Nie chcę mieć litości dla tych czarownic, chciałbym, by je wszystkie spalono“.

Fala straszliwego zabobonu objęła wszystkich mieszkańców tej części Europy. Wszelkie nieszczęścia osobiste, choroby, grad, powodzie i nieurodzaje tłumaczono powszechnie działalnością czarownic. Zresztą, jak można było nie wierzyć temu, skoro zarówno oficjalne sfery kościelne jak i naukowe starały się na każdym kroku uzasadnić słuszność takich poglądów. Człowiek, który odważył się wątpić w stosunki czarownic z diabłami, uchodził za ateistę lub nawet za wspólnika szatana i narażał się na prześladowania.

Nie można więc dziwić się temu, że całą prawie Europę środkową i zachodnią ogarnął istny szał poszukiwań za diabelskimi wspólniczkami — czarownicami. W XV— XVII w. około dwu milionów osób straciło życie na skutek tych prześladowań. Pewne otrzeźwienie nastąpiło dopiero przy końcu XVII w. Dopiero jednak w drugiej połowie osiemnastego stulecia we wszystkich prawie krajach Europy zniesiona została kara za czary.

Ponury zabobon palenia na stosie domniemanych wspólniczek szatana rozprzestrzenił się w Polsce dość późno. Gdy na Zachodzie ów straszliwy zwyczaj osiągnął swój punkt kulminacyjny, u nas wciąż jeszcze było o tym głucho. Stosunkowo nieliczne procesy, jakie toczyły się u schyłku średniowiecza jak również w początkach XVI w. przed sądami kościelnymi w Polsce, miały zupełnie odmienny charakter niż tego rodzaju sprawy na Zachodzie. Dotyczyły one po większej części praktyk znachorskich, które nie miały nic wspólnego z domniemanym kultem satanicznym.