Procesy czarownic w dawnej Polsce

Posądzenie o „czarostwo“ rzucone na znienawidzonego przeciwnika nadzwyczaj łatwo doprowadzić go mogło do zguby. Nic więc dziwnego, że w wewnętrznej walce, jaka rozgrywała się w obrębie wsi lub małego miasteczka, tego rodzaju broń posiadała olbrzymie znaczenie. Zwłaszcza bogate mieszczaństwo, zazdrośnie strzegąc swego uprzywilejowanego stanowiska i nie chcąc dopuścić do władzy miejskiej przedstawicieli innych warstw, niejednokrotnie w cyniczny sposób nadużywało tej broni. Sąd ławniczo-wójtowski, złożony przeważnie z przedstawicieli najbogatszych mieszczan, wysyłał na stos przywódców opozycji lub, co częściej się zdarzało, ich żony lub córki. Inna rzecz, że była to broń obosieczna i niejednokrotnie, szczególnie w stosunkach wiejskich, znienawidzony przez chłopów wójt lub inny wioskowy potentat narażał się na zarzut „czarostwa“, który, o ile znalazł uznanie w oczach pana danej majętności, pociągał za sobą proces zakończony spaleniem delikwenta na stosie.

W walce między dworem a wsią czary stanowiły dość często spotykaną broń. Niewygodnego poddanego łatwo było pozbyć się, oskarżając go o czary. Także w pewnych wypadkach ślepo wierzący w ich skuteczność chłopi, nie widząc innych możliwości walki z okrutnym dziedzicem, uciekali się do pomocy „sił nieczystych“. Tak na przykład: wioskowa znachorka radziła im zakopać koło dworu tzw. „paskudztwa“, a więc wysuszoną żabę, końską czaszkę itp., co spowodować miało jakoby pewną zgubę złego pana. W niektórych wypadkach torturowani chłopi przyznawali się do tego rodzaju „straszliwych uczynków“, a wizja lokalna kończyła się znalezieniem tych „okropności“. Cóż z tego, że szlachcic oddawał winnych tego „przestępstwa“ katu na spalenie, na pewno nic już nie mogło mu przywrócić spokoju. Czasami taki znienawidzony przez chłopów szlachcic wpadał w istną manię prześladowczą, żył w ustawicznym strachu, że ci pozornie bezbronni poddani walczą z nim przy pomocy czarów, i w własnej jakoby obronie wysyłał na stos dziesiątki niewinnych ludzi jako domniemanych wspólników diabła.

Zarzuty, z jakimi spotykamy się w polskich procesach o czary, wyglądają dziś po prostu humorystycznie, wtedy jednak święcie wierzono w tego rodzaju „zbrodnie“ czarownic. Tak więc najczęściej zarzucano czarownicy, że przy pomocy diabła odebrała mleko krowom sąsiadki, przyczyniła się do choroby lub upadku inwentarza, wywołała burzę lub grad czy też niecnymi praktykami spowodowała długotrwałą suszę. Dość często powodem procesów o czary były różne zjawiska fermentacyjne, które zachodziły często niezależnie od woli właścicieli niezbyt czysto utrzymywanych naczyń. Kwaśnienie i psucie się piwa lub mleka czy też zły wzrost chleba tłumaczono sobie jako sprawki czarownicy. Wreszcie różnego rodzaju choroby lub „oziębłości“ seksualne uważano za skutki „zadania diabła“.

W podobnych wypadkach poszkodowany szukał sprawczyni swych nieszczęść. Znaleźć ją nie było trudno. Opinia publiczna dość łatwo wynajdowała domniemaną czarownicę. Raz podane oskarżenie z nadzwyczajną wprost szybkością obiegało całą wieś lub miasteczko i kończyło się najczęściej samosądem lub procesem domniemanej czarownicy.

Na prośbę poszkodowanego lub zebranej ludności dziedzic wsi lub przedstawiciel samorządu wiejskiego zarządzał uwięzienie oskarżonej. Pierwszą próbą mającą wykazać winę domniemanej czarownicy było tak zwane „pławienie“. Zwyczaj ten wywodził się jeszcze ze średniowiecznych sądów bożych i rozpowszechniony był w całej prawie Europie. Związany był on z wiarą, że czarownica nigdy nie może utonąć.

Pławienie odbywało się najczęściej (ale jednak nie zawsze) w ten sposób, że posądzone o czary kobiety związywano w tzw. „kozła“. Polegało to na tym, że wiązano razem lewą rękę z prawą nogą, a prawą rękę z lewą nogą i na lince dość ostrożnie spuszczano na wodę- Jeśli oskarżona od razu zanurzała się pod wodę, była niewinna, jeśli utrzymywała się na powierzchni, oznaczało, że jest lżejsza od wody. Był to wyraźny dowód współpracy z władcą piekieł.

Pozornie zdawać się może, że każdy człowiek związany i zanurzony w wodzie powinien iść na dno. Pamiętać jednak musimy, że specjalne związanie powodowało^ że ciało ludzkie przybierało kształt łódki i oskarżona delikatnie spuszczona na wodę ^rzez pewien czas pływała na wznak. Wreszcie poważną rolę w takich próbach odgrywały ówczesne stroje. Kilka wełnianych spódnic i fartuchów, bufiaste rękawy i staniki początkowo pomagały domniemanej czarownicy utrzymać się na powierzchni.